Rozdział 1
Byłam
załamana. Douglas mnie rzucił i odszedł do Vicky, wmawiając mi, że to moja wina
pomimo, iż ja wykładałam swoje serce na srebrnej tacy. Lana, moja siostra,
zupełnie nie rozumie mojego żalu i smutku, przez który teraz próbuję się
przebić. „Nie powinnaś się przejmować i iść dalej” powtarza mi ciągle, albo „jesteś
naiwna, czego ty się spodziewałaś po takim dryblasie jak on?”. Elijah jest
wiecznie zajęty swoimi sprawami, czyli wymyślaniem nowych piosenek granych na
gitarze, albo wypadami z kumplami do baru. Każdy ma swoje idealne życie…
-
Emma! – usłyszałam znajomy głos. Poczułam szturchnięcie i przede mną pojawiła
się Lillian. Cały czas byłam w parku i biegałam. Przy okazji rozpamiętywałam
kilka spraw.
- Hej
Lillian – przywitałam się ciężko dysząc.
- Czy
ty widziałaś na kogo wpadłaś?! – zachwycała się.
- A ty
widziałaś? – zażenowałam się. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś znajomy widział
tę wpadkę.
- Tak!
To był Logan Henderson, a TY tego nie zauważyłaś?! Co z ciebie za rusherka?! –
wykrzykiwała mocno przy tym gestykulując. Zazwyczaj była bardzo elegancką i nie
aż tak ześwirowaną dziewczyną z klasą, jednak w tym wypadku totalnie jej
odbiło.
-
Słuchaj, prawie codziennie widuję Jamesa i jakoś już żaden z nich nie robi na
mnie takiego wrażenia – przyznałam. Nie do końca było to prawdą bo dałabym się posiekać,
żeby spędzić z którymś z nich więcej czasu, ale chciałam uniknąć standardowego
gadania na temat „No to weź i coś z tym zrób”.
-
Dziwna jesteś – podsumowała z uśmiechem Armado.
- Wiem
– mruknęłam w odpowiedzi. Pogadałam z nią jeszcze chwilę, a później ruszyłam do
domu. Byłam tam całkiem szybko ponieważ drogę dzielącą mnie od celu również
pokonałam biegiem. Pewnie pomyślicie, że kręci mnie zdrowy styl życia itp. Od
razu mówię, że absolutnie. Po prostu czasami, gdy humor mi nie dopisuję, idę
pobiegać, żeby spuścić z siebie całą złą energię, żeby się zmęczyć i mieć
wszystko w nosie.
Otworzyłam
gwałtownie drzwi. Zrzuciłam szybko buty. Chciałam wejść do salonu, ale gdy
tylko stanęłam w progu zobaczyłam siedzących na kanapie Jamesa, Lanę i… Całą
resztę chłopaków z Big Time Rush. Spojrzałam na zegarek. Była osiemnasta…
- O,
hej – przywitał się Logan. Aha, czyli faktycznie na niego wpadłam, Boże czemu
mi to robisz?! Kiwnęłam głową w geście przywitania i wyczuwając idealnie gęstą
atmosferę, odezwała się Lana.
-
Robimy dziś TU imprezę. Będziesz zawracać nam głowę, czy pójdziesz zanocować u tego
mieszańca?
Mówiąc
„mieszaniec” miała na myśli Lillian. Była bardzo nietolerancyjna i wprost
nienawidziła mojej przyjaciółki. Jakby rzeczywiście tak bardzo się różniła.
- Tak
się składa, że zostanę w domu bo okazuje się, że ty bardziej potrzebujesz
opieki niż ja – warknęłam. Nie znosiłam tego, że traktowała mnie jak dzieciaka.
- Może
troszkę grzeczniej szczeniaku? – wycedziła przez zęby.
-
Jeśli ja jestem szczeniakiem to ty musisz być suką – odpyskowałam. Lana
wyglądała jakby mnie miała zaraz rozszarpać, ale James ją trzymał. – I ostatni
raz obraziłaś Lillian!
Krzyknęłam
na koniec i pobiegłam do swojego pokoju. Gdyby nie to, że dzień się już kończył
to pewnie poszłabym jeszcze jakoś katorżniczo pobiegać.
*dwie godziny później*
Wszyscy
ludzie już zaczęli się schodzić. I jak mam być szczera to było ich zdecydowanie
za dużo i pewnie zaraz ktoś wezwie policję. Właściwie to nawet na to liczyłam.
Wzięłam swój szkicownik, założyłam słuchawki na uszy (oczywiście leciało BTR) i
zaczęłam coś bazgrać ołówkiem. No tak, nie umiałam myśleć o niczym innym niż
właśnie o chłopakach z BTR i dlatego narysowałam ich… Właśnie wszystko
delikatnie cieniowałam i prawie kończyłam, gdy do mojego pokoju wbiła jakaś
całująca się para.
-
Ooops, to chyba nie ten pokój – wyszczerzyła się głupio dziewczyna.
-
Najwidoczniej – odpowiedziałam oschle, a tamci wyszli na zmianę śmiejąc się i całując.
Zostawili otwarte drzwi więc wstałam i podeszłam, żeby je zamknąć, ale wtedy w
progu ktoś się pojawił.
------------------------------------------------------------------------------------------------------Oto rozdział 1 . nie jestem do niego zbyt przekonana ale może wam się spodoba.
Vermiona~